Zapytaliśmy jednego ze szczecińskich listonoszy, jakie były jego najbardziej nietypowe przesyłki.
- Kiedyś miałem paczkę z dziurkami i cały czas zastanawiałem się, co w niej jest. Zaniosłem ją do odbiorcy, on otworzył ją przy mnie i okazało się, że w środku była ogromna tarantula. Muszę przyznać, że mocno się przestraszyłem. Po pewnym czasie stwierdziłem jednak, że to nie była najgorsza dostawa. Innym razem wiozłem przesyłkę, która była oznaczona jako "UWAGA, SZKŁO". Powinna być odpowiednio zabezpieczona... niestety, nie była. Okazało się, że mamusia wysłała swojemu synowi ogórki. Wszystkie słoiki rozbiły się na pace mojego auta. Przez kilka dni unosił się zapach kiszonek.
Na temat listonoszy krąży nieskończona ilość mitów i stereotypów.
- Nie jestem typowym listonoszem, bo nigdy nie pogryzł mnie żaden pies i z tego co wiem, żadne dziecko nie ma po mnie oczu. Pozdrawiam serdecznie wszystkich kolegów po fachu.
Polecany artykuł:
A my oczywiście przyłączamy się do pozdrowień i życzymy szczecińskim listonoszom wszystkiego najszybszego... oczywiście pod warunkiem, że do celu.