wywiad

Na co dzień opisuje historie Szczecina. Paweł Ziatek o kulisach działalności i hejterach

2025-02-05 15:11

W grupie na Facebooku jest ponad 70 tysięcy osób. Fanpage śledzi ponad 30 tysięcy szczecinian. Można śmiało powiedzieć, że Paweł Ziatek z profilu "Szczecin znany i historyczny" stworzył małą społeczność. Tylko u nas zdradza kulisy swojej działalności, dlaczego pasjonuje go historia Szczecina i opowiada o swoich hejterach.

Szczecin Radio ESKA Google News
Autor:

Paweł Ziatek a miłość do historii

Można go rozpoznać po brodzie, ale i dociekliwym szukaniu informacji. Większość szczecinian aktywnie korzystających z mediów kojarzy profil "Szczecin znany i historyczny". Nic dziwnego, Paweł pokazuje historię miasta, o której większość z nas nie ma pojęcia, ale czasami też nie chce o tym wiedzieć.

Paula Dąbrowska: Na sam początek. Skąd u ciebie takie zainteresowanie historią Szczecina?

Paweł Ziatek: Wszystko zaczęło się w dzieciństwie. Głównie za sprawą dziadka, którego wszyscy nazywali Wojtkiem. Nie było to jego prawdziwe imię, ale nawet moja babcia nazywała go w ten sposób. To trochę tak, jak z nazywaniem kogoś po nazwisku - kiedy dziadka wołał ktoś Wojtek, to wszyscy wiedzieli, że to "swój". Gdy ktoś nazywał go prawdziwym imieniem, wtedy było to "oficjalnie". Dziadek Wojtek opowiedział mi historię o samolocie w jeziorze. Do dziś to moja mała perełka, którą opracowałem od deski do deski, współpracując z masą znajomych. Piotr Wit (znajomy modelarz) zrobił trochę lat temu model samolotu, a następnie skontaktowali się z nami potomkowie załogi. Dziadek był zakręcony jak słoik z dżemem w podróże po okolicy - zabierał mnie na wycieczki rowerowe i opowiadał o masie miejsc. Jeziorze Świdwie, zabytkach, ciekawych miejscach. Tak się narodziła pasja do okolic. Niestety dziadek nie dożył czasów, kiedy zacząłem się tym interesować w pełni. Później zwyczajnie zacząłem lubić to miasto.

PD: Czyli Szczecin to ciekawe miasto?

PZ: Dla mnie Szczecin jest po prostu idealny, chociaż nie bez wad - każde miasto ma swoje słabe strony. Patrzę na miasto nieco inaczej. Nie ma drugiego miasta o takim położeniu - mamy równiny i pola pośród jezior w kierunku Ostoi, Rejkowa oraz Warzymic. Od północy są wzgórza (Kupały, Las Arkoński, Wielecka Góra, Komorze Góry), od południowego wschodu puszczę również poprzecinaną masą wzgórz, wąwozów, strumieni. Do tego miasto otacza częściowo jezioro Dąbie wraz z rozlewiskami Odry. Mógłbym powiedzieć, że to miasto niezwyczajne. Nie ma tak dużego ruchu i hałasu w porównaniu do Krakowa, Wrocławia, Gdańska, Łodzi albo Warszawy - są to miasta większe od Szczecina pod względem liczby ludności. Tu mamy nietypową skalę. Miasto jest obszarowo duże i z jednego kącika Szczecina do drugiego jest nawet więcej niż z jednej strony Wrocławia na drugą stronę (granice miast), ale to wszystko dodatkowo wypełniają rozlewiska, jezioro, Odra, lasy, wysokie wzgórza.

PD: Historia Szczecina też jest taka unikalna?

PZ: Też mamy tu pewną unikalność. Miasto było w rękach szwedzkich, francuskich, pruskich, niemieckich, dziś jest polskie. Na wycieczki przyjeżdżają tu Duńczycy, Niemcy oczywiście, ale też Szwedzi. Kiedyś tworząc animację z miejscami w Szczecinie spotkałem młodą kobietę z Indonezji. Ona robiła sobie "filmik selfie" przy Muzeum Narodowym, a ja stałem ze statywem i aparatem w tle. Potem spotkałem sam siebie na YouTube wpisując "Szczecin" z ciekawości - jestem na jej filmie. Jednak turyści przybywają tutaj głównie na chwilę, zobaczyć główne zabytki oraz ciekawe miejsca. Moja praca nad historią pozwala na automatyczne tłumaczenie opracowań na wiele języków - te są czytane w 86% po polsku, w 7% po niemiecku, 3% po ukraińsku i 3% po angielsku, reszta to inne języki. Oznacza to, że taka praca ma trochę sensu. Lubię zwyczajnie wiedzieć. Po prostu wiedzieć. Skoro tutaj mi się bardzo podoba i tu chcę żyć to lubiąc historię chcę wiedzieć o okolicach jak najwięcej. Mamy też "naturalne" granice historyczne - nie zaglądam na stronę niemiecką, chyba że chodzi o genealogię (na przykład pochodzenie kogoś), więc dla mnie naturalną granicą jest aktualna oraz granica dawnego przedwojennego powiatu. Chociaż wliczam to również przedwojenny powiat na północy (Ueckermünde), bowiem dziś są to osady i miejscowości polskie.

Historyczne szczecińskie napisy opisane w książce

PD: Powiedziałeś, że to jest twoja praca, ale i pasja. Możesz rozwinąć? Jak udaje ci się to łączyć?

PZ: Jest to i praca i pasja, chociaż pasja w 80%, jaka nie jest pracą zarobkową. Moje opracowania nie posiadają reklam i nie są nastawione na zarobek lub zysk. Ten pojawia się "historycznie" w innym kontekście - bywają zlecenia i umowy na opracowania historyczne, czasami nawet od mieszkańców zwykłego domu i adresu. Ludzie są ciekawi, a ja traktuję takie zlecenia (dość rzadkie) jako nie tylko podróż w czasie, ale i możliwy dodatek do pokrycia kosztów pracy historycznej. Zarówno zysk z takiej pracy historycznej, jak i koszty wkładu własnego nie są duże - to głównie licencje na oprogramowanie, subskrypcje baz danych czy baz genealogicznych. Większym problemem są koszty utrzymania strony WWW - niemal 7000 zdjęć, skanów pocztówek, dokumentów, map, wycinków oraz prawie 700 opracowań. Wszystkie zdjęcia w wysokiej jakości. Tu musimy się posiłkować zrzutką, która to utrzymuje. W pewnym momencie bywa, że hobby zaczyna być za duże. Zajmuje za dużo czasu i nachodzi na pracę. Po maturze i studiach zajmowałem się różnymi rzeczami, z różnych branż, czasami pracując nad różnymi sprawami po 18 godzin dziennie, chodząc późno spać. Uznałem, że muszę połączyć hobby z pracą i powoli zwalniać z takim tempem. Dlatego teraz mając okazję podróży komunikacją miejską za darmo oraz w trakcie pracy odwiedzając różne miejsca w Szczecinie, mogę sobie pozwolić na świeże fotografie do opracowań. Korzystając z innych technologii, ułatwiam sobie pracę nad historią i jednocześnie nad pracą realną. Jednocześnie pracuję przy komputerze i jednocześnie zajmuje się swoim hobby - historią. Mam na stanowisku pracy przy komputerze dwa monitory. Na lewym jest moja praca realna, a na prawym jest historia. W taki sposób można to połączyć

Paweł Ziatek a działalność w social mediach

PD: Skąd pomysł na prowadzenie profilu na facebooku dotyczącego właśnie historii?

PZ: Stronę na Facebooku oraz grupę założyliśmy jakoś 7 lat temu. Był to dziwny strzał w dziesiątkę z uwagi na zjednoczenie około 8 zakręconych osób w jednym miejscu. Rozmawialiśmy między sobą od kilku miesięcy, inni znali się już od kilku lat. Wspomnieliśmy, że brakuje w Szczecinie faktycznie nowych i dobrze działających mediów historycznych, zaś z uwagi na to, że Facebook jest platformą społecznościową oraz darmową rozpoczęliśmy tworzenie swojego kącika. Spotkaliśmy się w luźnym gronie - Michał Wilkocki, Zbyszek Małecki, ja, Monika Szymanik i inni. Zaczęliśmy robić to szybciej, ciekawiej. Każdy miał swój kącik, jakim się interesował. Dołączali inni - Wojtek Wiśniewski, Robert Krawcewicz, Jacek Rudewicz i inni. Średnio rocznie dołączało do nas po kilkanaście tysięcy nowych osób ze Szczecina i okolic, powoli budując markę rozpoznawalną w mieście.

PD: Pojawiały się jakieś po drodze problemy?

PZ: Z czasem zaczęły się problemy związane z tak zwaną "tymczasowością" treści. Można to nazwać bardziej zrozumiale, jako chwilowość mediów społecznościowych - umieszczamy post, a on za tydzień lub dwa jest "zmielony" przez algorytmy. Czyli ciężko znaleźć go ponownie, niemożliwe jest też łatwe odszukanie już kiedyś opublikowanej treści. Zdecydowałem, że trzeba powoli przenosić ciekawsze posty i publikacje na stronę WWW - tak powstał portal, jaki założyliśmy w listopadzie 2022 roku. Przenieśliśmy tam około 80 starych postów z Facebooka i do tej pory dopisaliśmy ponad 600 kolejnych. Dlaczego? By można było to znaleźć łatwo w Internecie. W tym takie opowieści jak szczeciński Robinson Crusoe, jaki postanowił żyć na wyspach Pacyfiku. Inną ciekawą historią był szpieg. Poważnie! Szpieg, jaki postanowił pracować dla niemieckich służb i brał udział w "mini desancie" na pokładzie okrętu podwodnego, pod wybrzeżem amerykańskim, został schwytany i skazany na śmierć. Inną historią jest kartka z mojej kolekcji, jaką wysłał słynny węgierski naukowiec w trakcie odpoczynku w Szczecinie, a jaki w życiu osobistym był ojcem mistrza szachowego Roberta Jamesa Fischera, znanego jako Bobby Fischer. Postaci tej przypisuje się też pracę nad amerykańską bronią jądrową. Zbieramy wszystko, co jest ciekawe na temat historii Szczecina - wątki epizodyczne, robimy opracowania budynków, postaci, również powojennych. Do tego dokumentacja zmian i przedstawianie ich społecznościowo - jak wyglądały miejsca w mieście, kiedyś i dziś oraz opisy tego, co zmienia się aktualnie.

PD: Czy spotyka cię hejt związany ze swoją działalnością?

PZ: Mam całą kolekcję hejterów i swój fanclub. Oczywiście to żart, ale nie byłbym zdziwiony. Mam swoje bardzo wyraźne poglądy, jakich nie unikam. Część ludzi, jaka pracuje nad historią miasta unika takich tematów lub ich nie prezentuje. Ja jestem skrajnym centrowcem, a w kwestii miasta bywali tacy, co mówili do mnie "herr", bo zajmuję się historią przedwojenną. Odpowiadam wtedy wprost - tekstami i opracowaniami, jakie opisywały historię szczecińskiej Polonii. Opisywałem ludzi, którzy nadstawiali głowę za ratowanie Polaków w trakcie I Wojny Światowej i po niej. Tu w ówcześnie niemieckim Szczecinie. Sporą część pasji poświęcam nalotom na miasto i okolicę, czyli lotnikom amerykańskim, angielskim, nawet australijskim i nowozelandzkim. Pisałem o żołnierzach polskich i brytyjskich, którzy leczyli wojenne rany w Szczecinie w okresie Wielkiej Wojny. Hejt jest. Lubię spacerować po mieście, lubię być w wielu miejscach, obserwować zmiany. Większość zmian w mieście mi się podoba, ale nie bezkrytycznie i nie wszystkie. Niestety często posiadanie pozytywnego zdania o jakiejś zmianie w mieście budzi hejt ze strony wiecznych marud, narzekaczy oraz ludzi uwielbiających wszystko zohydzać. Z ich strony często zdarzają się hejterskie stanowiska w moją stronę, ale... ja na nich zarabiam. Mimo że część takich hejterów zakłada sobie dodatkowe konta, by móc czytać moje posty ja się z tego powodu cieszę. Dlaczego? Bo ci ludzie chyba nie zdają sobie sprawy, że każde ich wyświetlenie mojego postu to parę groszy do trunku, jakie sobie kupię i wypiję myśląc o nich oraz ich "hejcie". Skoro wspomniałem, że posty na stronie WWW nie mają reklam to w jaki sposób? Facebook również dzieli się grosiakami od popularnych postów, wbrew pozorom. Jeżeli ktoś uważa, że jego hejt coś zmieni, to niestety się zawiedzie. Mnie to motywuje, by zrobić na złość i pracować nad tematami, jakie kocham - historią miasta - jeszcze bardziej oraz więcej. Jestem za stary na to, by się przejmować zdaniem kogoś, kogo i tak do siebie nie przekonam.

PD: Widziałam, że wspierałeś Annę Koc w jej projekcie z filmem. Planujesz inne ciekawe współprace?

PZ: Mam trochę różnych tematów, w jakich współpracuję. Z Anią znamy się trochę lat i zawsze, jak coś potrzebuje to jej pomogę. Z moich opracowań korzystały też różne firmy, instytucje i osoby zajmujące się większą miejską aktywnością. To cieszy. Jeżeli Ania będzie robić kolejne animacje i potrzebować kolejnych opracowań lub kadrów, z chęcią pomogę. W ogólnej skali mam współpracę z paroma podmiotami, które będą coś w mieście zmieniać, a przy okazji poprosiły mnie o możliwość opracowania historycznego danego miejsca. Sam też jestem otwarty na propozycje - czasami opracowuję czyjś dom, na zasadzie wzajemnej współpracy. Sam planuję krótką animację przy użyciu sztucznej inteligencji, jaka opowie mroczną historię w realiach fantastyki z jedną lokalizacją pod Szczecinem. Organizowaliśmy trochę wystaw, prelekcji, przedstawień. Będzie tego więcej. Ostatnio była propozycja, by zrobić prelekcje w Książnicy Pomorskiej lub może nową wystawę. Wspólny projekt nad rodziną Quistorpów w Książnicy okazał się dużym sukcesem. Nie planuję wiele nawet na tydzień do przodu, co będzie, to będzie.

PD: Czy obecne władze miasta jakoś wspierają cię w popularyzacji historii miasta? Czy raczej stoją z boku i obserwują?

PZ: Myślę, że kadencja aktualnych władz miasta skończy się po aktualnej - prezydent Piotr Krzystek ma aspiracje na politykę bardziej regionalną lub ogólnopolską i chyba zacznę od tego tematu w tym pytaniu. W mojej ocenie władze miasta są mniej aktywne niż dawniej w tej kwestii i ogólnie ta kadencja prezydenta przypomina już mocno takie odcięcie się od aktywności. Co nie znaczy, że tej aktywności ze strony władz miasta nie ma. Inne miasta Polski mają twarze swoich przedsiębiorców. My nie mamy. Za tym stoją też filantropi. Ludzie, którzy z własnego majątku robią coś dobrego dla miasta. Czy na pytanie jacy są najbogatsi szczecinianie ktoś może udzielić odpowiedzi? Kilka nazwisk? Najczęściej nie. Przykładem są Ogrody Śródmieście - coś, co stało się świetną marką - w zabytkowej kamienicy, jaką kiedyś opracowałem. Myślę, że masa przedsiębiorców w mieście zapisałaby się na kartach historii na kolejne lata, jeżeli wspólnie finansowaliby rzeczy dobre dla miasta, również historyczne. Przykład czołowy i chyba najpopularniejszy - fontanna Manzla zwana Sediną - w dużej mierze sfinansowali ją dawni bogacze i kupcy szczecińscy. Dziś mogłoby być podobnie.

PD: Ale czy miasto wspiera stricte ciebie?

PZ: Byłoby dobrze, gdyby miasto w całości pokrywało koszty działania strony WWW, jaka zachowuje sporo opracowań historycznych. Chodzi o utrzymanie techniczne, a nie przeniesienie całych praw autorskich lub pracy "na miasto". Nie oczekuję wynagrodzenia lub zapłaty. Chodzi o utrzymanie kosztów domeny, licencji na oprogramowania i serwera, a także zapewnienie, że "na wszelki wypadek" będzie to zachowane przez miasto na kolejne dekady. Otrzymałem patronat prezydenta, kilka razy się spotkaliśmy w różnych kwestiach. W sumie sam początek wątku Quistorpów nieco lat temu zaczęliśmy ze znajomymi właśnie od spotkania z prezydentem. Miasto angażuje się w nieco takich projektów, przykładem jest Skwer Quistorpów. Nie mam żadnych problemów z wnioskami o różne prace związane z pozostałościami historycznymi. Pytałaś wcześniej, czy są hejterzy - jeden z nich zarzucał mi kiedyś, że pracuję dla urzędu i Piotr Krzystek mi płaci. To makabryczna bzdura. Myślę, że z pewnością miasto będzie korzystać z opracowań, z czasem. Miasto wspiera też publikacje książek oraz widać, że miejscy urzędnicy i sam prezydent lubią się pojawić przy okazji takich historycznych wydarzeń. Jestem bardziej człowiekiem "cienia" i nie domagam się wsparcia ze strony miasta, co nie znaczy, że bym nie docenił i nie cieszył się z takiej możliwości. Miasto nie jest nachalne w pomocy akurat mojej działalności, ale sam też sam nie potrzebuję wielkiej w tym pomocy - fajnie byłoby jednak wiedzieć, że cała praca nad stroną WWW jest zabezpieczona przez miasto na kolejne dekady.

Gwara szczecińska
Pytanie 1 z 10
Gdy idziemy na Raba, to idziemy na: