Kilka tygodni temu Internet obiegło zdjęcie paragonu z jednej z nadmorskich restauracji, gdzie turyści za dwie porcje ryby zapłacili 250 złotych. Czy to drogo? Wszystko zależy tak naprawdę od restauracji. Są bowiem lokale, gdzie ceny rzeczywiście mocno poszybowały w górę, jednak można też znaleźć miejsca, gdzie posilimy się, nie nadszarpując zbytnio naszego budżetu. Mimo wszystko musimy liczyć się z większymi cenami, niż w latach ubiegłych, gdyż w ostatnim czasie żywność bardzo podrożała. Ceny zmieniły się m.in. u pośredników handlu rybami, gdzie za kilogram trzeba zapłacić zdecydowanie więcej niż rok temu, co również przełożyło się na wysokość rachunku w restauracji.
Polecany artykuł:
Za 100 gramów makreli zapłacimy obecnie ponad 3 złote, za tyle samo dorsza lub pstrąga - ponad 4,50 zł. Droższe są takie ryby jak halibut czy łosoś, których cena za 100 gramów oscyluje w okolicach 8 złotych. Najwięcej zapłacimy za węgorza, bo już ponad 13 złotych. Oznacza to, że za przeciętny obiad, składający się z porcji ryby, frytek i surówki, a do tego szklanki soku lub piwa, trzeba obecnie zapłacić często ponad 50 złotych. Są też droższe lokale, gdzie za podobny obiad zapłacimy nawet dwukrotnie więcej. Wszystko zależy bowiem od lokalizacji i kategorii lokalu. Zdecydowanie najdrożej jest w miejscach najbardziej uczęszczanych przez turystów: na głównych promenadach w centrach nadmorskich miejscowości. Na niższe ceny możemy liczyć jednak w miejscach bardziej ustronnych, rzadziej odwiedzanych przez tłumy turystów. Tam za obiad zapłacimy często nie więcej niż 25-30 złotych.
Nieco tańszym rozwiązaniem są różnego rodzaju fast-foody. Nad morzem za hot-doga zapłacimy średnio 5 złotych. Tyle samo kosztuje porcja frytek. Za hamburgera lub zapiekankę trzeba zapłacić już około 10 złotych. Natomiast kebab to już wydatek rzędu 20 złotych.
Obowiązkową pozycją w "nadmorskim" menu są gofry. W zależności od dodatków zapłacimy za nie od 5 do nawet kilkunastu złotych. Podobnie jest z lodami. Za najmniejszą porcję skłądającą się z jednej gałki zapłacimy około 4,50-5 złotych.
Do najtańszych nie należą również akcesoria plażowe. Za wszelkiego rodzaju "dmuchańce", kapelusze, okulary słoneczne, klapki itp. na nadmorskich straganach trzeba było zawsze zapłacić często dwukrotnie więcej niż w zwykłych sklepach poza sezonem. Jeśli ktoś nie zaopatrzył się w nie odpowiednio wcześniej, musi liczyć się z większym wydatkiem.
Wypoczynek nad morzem to także wydatki związane z noclegiem. O ile mieszkańcy północnej części kraju mogą pozwolić sobie na jednodniowy wypad nad morzem, to turyści z dalszych zakątków Polski muszą doliczyć koszt noclegu. Najtaniej jest na polu namiotowym, gdzie przeciętna rodzina musi zapłacić około 100 złotych za dobę. Dwukrotnie drożej jest w gospodarstwach agroturystycznych. Natomiast za wynajęcie domku lub kilkuosobowy pokój z łazienką w pensjonacie trzeba już zapłacić około 350 złotych za dobę. Najdrożej jest w hotelach, gdzie przeciętna rodzina musi zapłacić nawet do 700-900 zł za noc.
Główną przyczyną wzrostu cen jest inflacja, która w tym roku jest w Polsce wyjątkowo wysoka. W kwieniu wyniosła ona około 4 procent i jest to jeden z najwyższych wskaźników w Unii Europejskiej. Do tego doszły również nieco wyższe marże, którymi przedsiębiorcy próbują zrekompensować okres lockdownu.
Mimo wysokich cen, turyści nie rezygnują z wypoczynku nad Bałtykiem, o czym świadczą ogromne tłumy wypoczywających w nadmorskich kurortach i wysokie obłożenie w hotelach i pensjonatach.
Wakacje 2020: