Wypadek w Barsinghausen w Niemczech. Polka spowodowała zderzenie z innymi autami
W lutym 2024 na drodze w Barsinghausen w Dolnej Saksonii Polka z mężczyzną o niemiecko-włoskim pochodzeniu postanowiła urządzić sobie nielegalny wyścig. Ewa jechała swoim Audi A6, a Marco - w Seat Cupra Formentor.
- Poczułem się sprowokowany! - zeznawał mężczyzna cytowany przez Bild.
Jak zaznacza sąd w Hanoverze, prędkość oscylowała około 180 km/h. Na zakręcie kobieta straciła panowanie nad kierownicą i wjechała w nadjeżdżające samochody. Jeden z nich siła uderzenia wyrzuciła na pole - znajdowało się tam dwóch chłopców: 6-letni Dejlon i 2-letni Ruhad. Najmłodszy zmarł od razu, starszy chwilę później w szpitalu. Oboje byli przypięci pasami. Cały proces opisywał na swojej stronie Bild.
- Przykro mi, szczerze. Sama mam trójkę dzieci i jestem babcią. Nie ma dnia, żebym o tym nie myślała. Do dziś nie mogę sobie z tym poradzić. Uważam, że w końcu należy mnie ukarać. Ale nie mogę zabrać twojego cierpienia - ciągle mówiła Ewa
Polka spowodowała śmiertelny wypadek w Niemczech. Zmiana kwalifikacji
Rodzice walczyli zmianę kwalifikacji. Chcieli, aby kobieta została skazana za morderstwo, a nie za zwykły wypadek samochodowy. Domagali się najwyższej kary.
Marco S. zaoferował osobno wpłatę pieniędzy na rzecz rodziny w wysokości 30 tysięcy euro.
Ojciec chłopców nie przyjmował przeprosin.
- Przeprosiny na nic się nie zdadzą. Na co dzień jeżdżę taksówką – gdybym chciał, codziennie zabiłbym człowieka. Moja żona cierpi każdego dnia. Czasami nie mam siły mówić - powiedział ojciec dzieci cytowany przez Bild.
Na niekorzyść oskarżonej działał też fakt, że była znana lokalnej policji, ale i znajomym jako osoba, która "lubiła nacisnąć pedał gazu". Zyskała nawet żartobliwy pseudonim "Schumi".
Proces musiał zostać powtórzony, ponieważ wyrok z kwietnia 2024 został uchylony przez niemiecki Federalny Trybunał Sprawiedliwości. Według nich w procesie doszło do licznych błędów prawnych.
24 lipca 2024 zapadł ostateczny wyrok. 42-letnia Ewa została skazana na karę dożywocia, a 41-letni Marco na cztery lata więzienia.