Hotelarze nad Morzem Bałtyckim. Obłożenie mogłoby być większe
Nawet patrząc w różnych aplikacjach, gdzie można zarezerwować nocleg, to na długi sierpniowy weekend jest sporo miejsc nad polskim morzem. A pogoda przecież dopisuje!
- Lipiec finansowo w porównaniu do ubiegłego roku był tragiczny. Zarobiliśmy o połowę mniej. Możemy zgonić na pogodę, ale jestem skłonny uwierzyć w to, że Polaków nie stać na wakacje w Polsce – komentuje pan Tomasz, właściciel hoteliku w Jarosławcu.
Patrząc na średnie ceny nad polskim morzem niby nie jest źle. Pokój hotelowy na dwie osoby można znaleźć nawet za 150 zł. Jednak jak doliczymy ceny jedzenia (nie w każdym mieście jest Biedronka czy Lidl), wydatki szybują w górę.
- Ostatnio była u nas pani, która przyjeżdża co roku. W tym wybrała się do nas tylko na trzy dni. Dlaczego? Z przyzwyczajenia. Później leci do Turcji na tydzień. Wyjdzie ją to taniej niż dłuższy pobyt u nas... – opowiada zmartwiony pan Tomasz.
Patrząc na lokalne grupy podróżnicze, wielu Polaków decyduje się na takie rozwiązania. W Turcji czy Chorwacji jest większa szansa na słońce. Ostatnie dni nad Bałtykiem były tragiczne.
- Co chwilę padało i wiało. Jak to ma zachęcić turystów do przyjazdu nad polskie morze? - pyta pani Anna, właścicielka domków letniskowych pod Darłowem.
Jak dodaje kobieta, Polacy chętnie przyjeżdżają, ale już tylko na weekendy.
- Od piątku do niedzieli potrafię mieć komplet. W tygodniu mam mnóstwo wolnych domków. Znajomi opowiadają, że mają podobne sytuacje. Polakom nie opłaca się przyjeżdżać na dłużej nad morze – kończy pani Anna.
Restauratorzy nad Morzem Bałtyckim. Przez inflację tracą pieniądze?
Słynne paragony grozy nad Morzem Bałtyckim to już nie jest teoria. Ceny ryb w Pobierowie potrafią zwalić z nóg. Tak samo ceny gofrów w Kołobrzegu czy ceny słodyczy w Międzyzdrojach. Jak opowiadają nam restauratorzy, muszą oferować takie ceny, żeby wyjść czasami na zero.
- Łatwo tak mówić, że podnieśliśmy ceny. A jak mieliśmy inaczej zrobić, skoro produkty podrożały nawet o 50%. A prąd? My też płacimy pracownikom godne wypłaty. Obecnie wychodzimy na zero, nie zarabiamy na tym w ogóle, a słyszę od klientów, że jestem pazerny na pieniądze – opowiada pan Jacek, który posiada kilka lodziarni na Pomorzu Środkowym.
Jak zaznacza, stara się być uczciwym wobec pracowników, ale we wrześniu musi zamknąć połowę swoich lodziarni.
- Podliczyłem z żoną utarg za lipiec i się przeraziłem. Zawsze mieliśmy otwarte budki z lodami i goframi do końca września. W tym roku pożegnamy się z połową już na początku roku szkolnego. Nie stać nas na utrzymanie wszystkich pracowników. A nie mam z czego dołożyć do interesu – opowiada zmartwiony pan Jacek.
Imiona wszystkich przedsiębiorców zostały zmienione na prośbę rozmówców.