Jak Egipcjanie naciągają turystów?
Egipt i jego kurorty, takie jak Hurghada i Sharm El Sheik pozostają najpopularniejszymi afrykańskimi destynacjami wśród Polaków. Naiwność turystów wykorzystują lokalni przedsiębiorcy, którzy bezwstydnie "naciągają" niczego nieświadomych urlopowiczów z zagranicy.
O tym zjawisku wypowiedział się Patryk Suracki, bloger prowadzący kanał Inna Strona Świata. Suracki zauważył, że polscy wczasowicze w Egipcie często przepłacają, zamiast targować się z "lokalsami":
- Oni próbują mnie zrobić w bambuko w restauracji, bo coś kosztuje 70 funtów egipskich (ok. 9 zł), a ja na rachunku mam ostatecznie 189 funtów egipskich (ok. 25 zł - przypis redakcji). Na przykład wczoraj miałem taką sytuację, bo poszedłem na sziszę i właściciel lokalu powiedział mi, że szisza jest za 70 funtów egipskich (ok. 10 zł) i już mnie naciągnął, bo ja wiem, że jest za 50 (ok. 7 zł), ale ok, mówię, że to jest małe naciąganie i nie chciało mi się specjalnie negocjować i "zbijać" tej ceny - opowiada Suracki
Sposób na lokalnych sprzedawców
Ostateczna cena jednak mocno zdziwiła Patryka. Na rachunku ujrzał... 188 funtów egipskich! Wszystko dlatego, że właściciel lokalu z shishą doliczył do ceny "miks" smaków tytoniu użytego do fajki. Suracki jednak się nie zgodził na tę cenę i twardo negocjował ostateczną kwotę na rachunku:
- Powiedziałem mu, że nie! I tak zapłacę 70. Poszedł gdzieś zdenerwowany, wrócił i mówi, że 105 funtów egipskich. Mówię mu, że nie - 70 (...) Nie chodziło o te 10 głupich egipskich funtów, ale o to, że nie można im pokazać, że jesteśmy jeleniami! - dodaje Suracki
Jaki jest z tego morał? Zawsze negocjujmy ceny w krajach arabskich i afrykańskich! Tam kultura targu jest inna od naszej i wręcz wypada powalczyć o dobrą cenę. Nie dajmy zrobić się w "jelenia".