z życia miasta

Dramat małego Maksia. Pracownik szpitala złamał dziecku rękę podczas badania? Szpital komentuje

2025-02-19 11:31

Mały Maksiu nie ma nawet 10 miesięcy. Mama przyjechała z nim do szpitala z powodu upadku z łóżeczka. Później miał stać się kolejny dramat. Według mamy to szpital przy Unii Lubelskiej w Szczecinie odpowiada za złamanie rączki małego Maksia. Mama nie kryje swojego rozgoryczenia i zapowiada kroki prawne. Mamy komentarz szpitala przy Unii Lubelskiej w Szczecinie na ten temat oraz analizę elektroradiologa.

Szczecin Radio ESKA Google News
Autor:

Mały Maksiu i jego dramat

Do dramatu miało dojść 6 lutego 2025 roku. Pani Nikola wraz ze swoją mamą przyjechała do szpitala przy ulicy Unii Lubelskiej w Szczecinie na dziecięcy SOR. Powód? Maksiu miał mieć wypadek w domu

- Decyzja lekarza była taka, by skierować synka na badanie RTG główki. Moja mama- Babcia Maksia weszła do pracowni RTG z synkiem. PODKREŚLAM: Pacjent powinien być zabezpieczony specjalnym przyrządem zwanym BOBIX – zaznacza pani Nikola.

Jak opowiada, nikt jej o tym nie poinformował, dopiero później się o tym dowiedziała. Później miał wydarzyć się dramat małego Maksia.

- Maks podczas badania leżał na stole, pod główkę miał podłożoną "poduszkę" (?) z gąbki z wyżłobieniem. Jedna z Pań wykonująca badanie prosiła moją mamę, aby przytrzymała główkę synka. Tak też zrobiła. Pomijając fakt, że aparat powinien być zablokowany, zanim pacjent zostanie położony na stół... Druga z Pań... trudno tu nie zastosować wulgaryzmów, ale jestem zmuszona się od nich powstrzymać... Sterując aparatem zza szyby upuściła sprzęt na rączkę mojego dziecka, miażdżąc mu nadgarstek. Złamała mu rękę w 2 miejscach z przemieszczeniem (złamanie dotyczy kości promieniowej). Kiedy to się stało, usłyszałam krzyk mojej mamy a po chwili krzyk i płacz mojego dziecka. Natychmiast weszłam do pracowni, nie wiedząc jeszcze co się stało. Mój syn był siny od płaczu. Poprosiłyśmy by zostało wykonane RTG tej rączki i tak jak opisałam na górze, diagnoza była jasna. Kiedy tylko ta Pani, która spuściła aparat na rączkę dziecka dowiedziała się o złamaniu, widząc obraz... UCIEKŁA – relacjonuje mama Maksia.

Jak dodała, nikt nie zawołał lekarza. Obecnie Maksiu ma rączkę w gipsie. Po zdjęciu gipsu (za około 2 tygodnie) chłopiec rozpocznie 2-miesięczną rehabilitację.

- Nie może się bawić, raczkować, rozwijać jak inne dzieci. To, co przeszedł to niekończący się koszmar. Tyle bólu, cierpienia, lęku i żalu w tak małym ciele – mówiła zapłakana pani Nikola.

Jak dodaje, na chirurgii dziecięcej spotkała się również z brakiem empatii ze strony lekarza, który miał do niej powiedzieć "I po co ta panika, przecież się zrośnie".

Jak zaznacza pani Nikola, wraz z prawnikiem będzie zajmować się całą sprawą i walczyć o sprawiedliwość.

Pierwsza pomoc u niemowlaka – zachłyśnięcie lub zakrztu

Szpital przy Unii Lubelskiej w Szczecinie komentuje sprawę Maksia

Wysłaliśmy maila do szpitala przy ulicy Unii Lubelskiej w Szczecinie na temat Maksia. Poniżej wklejamy oświadczenie, jakie otrzymaliśmy.

W pierwszej kolejności wskazuję, iż Szpital nie posiada upoważnienia od przedstawiciela ustawowego pacjenta do zajmowania stanowiska w zakresie udzielenia informacji o jego stanie zdrowia, co skutkuje znacznym ograniczeniem możliwości pełnego ustosunkowania się do twierdzeń rodziny pacjenta

Mając na względzie powyższe wyjaśniam, iż od chwili powzięcia informacji o relacjonowanym przez przedstawicielkę ustawową oraz opiekuna faktycznego przebiegu wydarzeń, w tutejszym Szpitalu prowadzone jest postępowanie wyjaśniające, mające na celu prawidłowe ustalenie stanu faktycznego oraz stanu klinicznego małoletniego pacjenta w momencie udzielania mu świadczeń zdrowotnych. W chwili obecnej w wyniku przeprowadzonych czynności, na podstawie aktualnie dostępnych danych nie potwierdzono wystąpienia jakiejkolwiek awarii aparatu rentgenowskiego, który był używany do diagnostyki pacjenta. Podjęte przez właściwe komórki merytoryczne liczne czynności dowodowe, nie dały podstaw do przypisania winy lub braku kompetencji w działaniu personelu medycznego Szpitala.

W tym miejscu zaprzeczyć należy twierdzeniom przedstawicielki ustawowej pacjenta o rzekomej ucieczce technika radiologii z pracowni RTG, bowiem osoba ta udała się niezwłocznie po zgłoszeniu opisywanego incydentu przez opiekunkę faktyczną pacjenta, zawiadomić o nim przełożonych tj. lekarza dyżurnego oraz koordynatora techników RTG. Pacjent przebywał pod opieką tej samej osoby z którą przybył do Zakładu oraz dodatkowo drugiego technika radiologii, który próbował wytłumaczyć sytuację oraz zaproponował pomoc w udaniu się do SOR celem dokończenia diagnostyki pacjenta, której to pomocy odmówiła rodzina pacjenta.

Jednoznacznego podkreślenia wymaga fakt, iż w chwili obecnej nieznany jest mechanizm oraz czas i miejsce powstania urazów małoletniego pacjenta opisywanych przez przedstawicielkę ustawową w mediach społecznościowych, żadne zaś z podjętych czynności (w tym przez niezależny serwis aparatury medycznej) na chwilę obecną nie potwierdziły zarzutów kierowanych do personelu medycznego Szpitala.

Do czasu kompleksowego ustalenia stanu faktycznego brak jest możliwości podjęcia jakichkolwiek czynności wobec pacjenta oraz jego przedstawicieli ustawowych, niemniej jednak Szpital podjął oraz będzie podejmował dalsze czynności formalno-prawne w tym zakresie, które wynikają z powszechnie obowiązujących przepisów prawa i nie mogą być one udostępnione do wiadomości publicznej. Dodać należy, iż według stanu na dzień sporządzania przedmiotowego stanowiska, do tutejszego Szpitala nie wpłynęła żadna skarga, zgłoszenie szkody, czy też inna korespondencja ze strony przedstawicieli ustawowych pacjenta

– przekazał portalowi szczecin.eska.pl szpital.

Komentarz elektroradiologa na podstawie opinii szpitala i opisu matki

Elektroradiolog postanowił ocenić sytuację na podstawie oświadczenia szpitala oraz relacji mamy. Poprosiła o zachowanie anonimowości.

- Nie mam informacji o rodzaju aparatu, jakim było wykonywane zdjęcie, więc mogę jedynie spekulować. Zgodnie z informacją od szpitala nie doszło do awarii sprzętu, więc nie ma możliwości, żeby aparat spadł na pacjenta. W przypadku aparatów do klasycznych zdjęć rentgenowskich nie ma możliwości sterowania pozycją urządzenia ze sterowni, możemy jedynie ustawiać wartość, które wpływają na emitowane promieniowanie (natężenie, napięcie, AEC itp.). Nie znając dokładnej budowy pracowni RTG i nie znając modelu aparatu, przy założeniu, że nie doszło do awarii, w moim wyobrażeniu mogło dojść ewentualnie do przesunięcia stołu, na którym leży pacjent. Takie stoły w przypadku naciśnięcia pedału/ zwolnienia blokady stają się "pływające", można manewrować nimi w dowolnym kierunku, aby poprawnie ustawić pacjenta. Pedał ten w większości znanych mi aparatów musi być wciśnięty, aby stół się poruszał, przy zwolnieniu nacisku stół się blokuje - uruchamia się elektromagnes – przekazała nam elektroradiolog.

Jak zaznaczy, jeżeli jest sytuacja, gdzie osoba towarzysząca znajduje się przy pacjencie przy badaniu, w jej opinii może być możliwość, że nieumyślnie zwolniono blokadę przez osobę właśnie postronną.

- W sytuacji gdy kończyna znajdowałaby się po za obrębem stołu, a stół zostałby przesunięty w stronę np. kolumny aparatu, myślę że mogłoby dojść do urazu.  Jeśli chodzi o ewentualną kwestię unieruchomienie pacjenta, w przypadku zdjęć czaszki nie stosuje się bobixow - one mają zastosowanie do zdjęć RTG klatki piersiowej, chociaż i tak coraz częściej są wypierane przez pozycjonery piankowe lub Pigeostaty. W przypadku zastosowania unieruchomienie głowy pacjenta pozycjonerem piankowy, zabezpieczamy często pacjenta pasmem lub prosimy o przytrzymanie pacjenta przez osobę uczestniczącą przy badaniu, tu też raczej nie prosimy o trzymanie bezpośrednio okolicy badanej, bo może to przesłonić obszar istotny klinicznie, tj część kości czaszki. Opiekun raczej przytrzymuje ciało pacjenta, aby było nie ruchome – podsumowała elektroradiolog.

Pokój Zbrodni
Izabela Strzałkowska. Mama znalazła córkę w krzakach | Pokój ZBRODNI