Jak Mazurczak czuje się w Polsce?
- Czuję się tutaj jak w domu, jestem przecież Polakiem. W domu w Chicago zawsze mówiło się i mówi po polsku. W Szczecinie jest mi bardzo dobrze, wręcz komfortowo. Trener wierzy we mnie, prezes wierzy we mnie, koledzy ufają, odgrywam dużą rolę w zespole, ale najważniejsze jest to, że mamy fajną drużynę - powiedział PAP Mazurczak
Miniony sezon był jak do tej pory najlepszy w karierze rozgrywającego, który został odkryty przez byłego szkoleniowca kadry Amerykanina Mike'a Taylora w 2016 roku. Zdobył historyczne, pierwsze złoto dla Kinga, został uznany najlepszym polskim zawodnikiem sezonu zasadniczego przez trenerów, a potem podobną nagrodę otrzymał w głosowaniu dziennikarzy. Miał średnie w całym sezonie 11,3 punktu, 6,4 asysty i 4,1 zbiórki. W obecnych rozgrywkach prezentuje nadal wysoką formę - 12,8 pkt i 7,3 asysty.
Jak przyznał, gdy przyjechał do Polski było mu na początku trudno. Rozumiał wszystko, ale brakowało mu słów, nie znał ludzi. Pierwszy sezon spędził w MKS Dąbrowa Górnicza, drugi w Stelmecie Zielona Góra.
Wcześniej jednak poznał polskich koszykarzy na zgrupowaniu kadry B i A. Z wieloma z nich gra obecnie w Szczecinie. Najlepszym kolegą jest Filip Matczak. Dobrze rozumie się też z innymi zawodnikami Kinga Michałem Nowakowskim i Kacprem Borowskim.
- Trudno mi się rozmawiało, teraz jest lepiej, znacznie lepiej. Lubię rozmawiać z ludźmi, słuchać jak mówią, uczyć się nowych zwrotów, słów. Filipa poznałem na pierwszym zgrupowaniu i od razu złapaliśmy dobry kontakt. Mieszkaliśmy w jednym pokoju, najpierw podczas zgrupowania kadry B w 2016 r., a potem reprezentacji seniorskiej. To, że grał w Kingu było jednym z argumentów za tym, by przenieść się do Szczecina dwa lata temu. No i trener Arkadiusz Miłoszewski, którego też poznałem dzięki reprezentacji - dodał
Mazurczak nie ukrywa, że styl bycia i zachowania szkoleniowca Kinga był także czynnikiem, który zadecydował o wyborze klubu.
- Trener jest pozytywnym człowiekiem. Lubi rozmawiać, i to o wszystkim, a nie tylko o koszykówce. Relacje zbudowane z nim nie dotyczą tylko boiska. To dla mnie ważne, choć oczywiście taki układ w profesjonalnym sporcie nie jest oczywistością. Mnie to jednak pomaga to w grze. Trener dba byśmy się rozwijali jako zawodnicy, ale i jako ludzie - przyznał
Co Mazurczak myśli o wynikach Kinga w Lidze Mistrzów?
Koszykarz w każdym wywiadzie podkreśla, że nie patrzy na indywidualne statystyki, punkty i asysty, z których słynie.
- Ani nie punkty, ani asysty nie są dla mnie ważne. Liczy się zwycięstwo. Nie jestem samolubnym graczem, nie patrzę w statystyki. Chcę pomagać drużynie najlepiej jak potrafię i wygrywać jak najwięcej meczów. W tym sezonie jest nam trudniej, bo każdy chce bić mistrza. Każdy przygotowuje się przez cały tydzień na spotkanie z nami. Rywale znają także lepiej nasz styl. Dla nas najważniejsze jest trzymanie koncentracji - podkreślił
King jako debiutant rywalizował w Lidze Mistrzów FIBA i był o krok od awansu do drugiej rundy (bilans 2-4). O niepowodzeniu przesądziła ostatnia, wysoka porażka we Włoszech z Banco di Sardegna Sassari (81:97), która dała rywalom awans z trzeciego miejsca w grupie, i jednoczesna wygrana MHP Ludwigsburg z niepokonanym wcześniej AEK Ateny w 6., ostatniej kolejce, tuż przed świętami.
- Niestety będę trochę myślał o tej przegranej, choć wiem, że trzeba zapomnieć i skupić się jak najszybciej na kolejnych spotkaniach w lidze. Liga Mistrzów to była fajna przygoda. Mieliśmy szanse, mecz w swoich rękach, nie udało się. Ale to nie tylko porażka we Włoszech zadecydowała, w Niemczech z Ludwigsburgiem wygrywaliśmy różnicą 12 czy nawet 14 punktów i przegraliśmy. Tego zwycięstwa ostatecznie nam zabrakło. Nie czuję specjalnego zmęczenia fizycznego meczami w Lidze Mistrzów. Myślę że każdy zawodnik lubi grać dużo i często. Trudnością było jednak przestawienie się na inny styl rywali, rytm meczów z zagranicznymi przeciwnikami - analizował
Mazurczak trafił do koszykówki dzięki starszemu o dziewięć lat bratu, który sam grał i miał szansę na występy w NCAA. Zginął w wypadku samochodowym w wieku 18 lat...
- Miałem może cztery czy pięć lat, gdy brat dał mi piłkę do ręki. Potem oglądałem jego mecze, graliśmy w hali czy w parku. Zawsze mówił, że będę zawodowym koszykarzem. Wierzył we mnie. Gdy zginął w wypadku podjąłem decyzję, że chcę być profesjonalnym graczem i robiłem wszystko, by tak się stało, by spełnić jego proroctwo. To jemu zawdzięczam, że jestem w tym miejscu swojego życia - podkreślił
Cel Kinga na przyszły sezon
Zawodnik urodzony w Chicago uważa, że polska liga jest ciekawa.
- Co roku jest zespół, który uchodzi za rewelację rozgrywek. Tak było w moim pierwszym w polskiej ekstraklasie sezonie z Legią Warszawa, potem świetnie spisywali się Czarni Słupsk, przed rokiem my, a teraz Dąbrowa Górnicza miała znakomity początek. Każdy może wygrać z każdym niezależnie od pozycji w tabeli i to jest fajne. Porównując to, co było cztery lata temu, widzę, że jest teraz więcej drużyn, które będą się liczyć w walce o medale - powiedział
Rozgrywający Kinga otwarcie mówi, że na jednym złotym medalu z tym klubem nie chce poprzestać. Z tym celem związane jest jego prywatne życzenie urodzinowe, bowiem w środę 27 grudnia kończy 30 lat.
- Stawiamy sobie w zespole maksymalny cel - powtórzyć sukces, czyli obronić tytuł. Czego życzę sobie na urodziny? Zdrowia, spokoju dla mnie i rodziny, dobrych przyjaciół. Chcę też być o jeden procent lepszym człowiekiem niż byłem wcześniej, wczoraj i nie mam wcale na myśli koszykówki. Nie potrzebują nie wiadomo czego, żadnych luksusowych rzeczy. Cieszę się każdym dniem, gdy wstaję, z tego, że pan Bóg daje mi kolejny dzień. Myślę, że kolejny złoty medal byłby czymś super na urodziny, że jestem cierpliwy, to poczekam na taki prezent nawet pół roku - podsumował