Ola Petrus na początku roku na kilka dni zniknęła z mediów społecznościowych. Jak wyjaśniła, zalała ją fala hejtu. Opublikowała wówczas post ze zdjęciem, w którym napisała: “Tak właśnie wygląda twarz człowieka (bo na drugim końcu komentarzy zawsze jest jakiś człowiek), który słyszy kilkanaście razy w ciągu ostatnich kilku godzin pod swoim adresem słowo "karzeł". Który słyszy, że jest ciekawostką w cyrku. I to nie pierwszy raz”.
Po kilku dniach powróciła jednak do mediów społecznościowych. Tłumaczyła, że to dzięki “fali miłości”, jaka napłynęła do niej po wcześniej publikacji.
Na swoim profilu na Facebooku opisała w poniedziałek swoją rozmowę z Muzeum Tatuażu w Gliwicach. Jak przyznała, zadzwoniła tam, ponieważ była ciekawa, czy ogłoszenie opublikowane przez muzeum nie jest tylko “głupim żartem”. Na profilu Muzeum Tatuażu 10 lutego napisano: “Muzeum Tatuażu zatrudni osobę do pracy biurowej. Preferowane osoby o bardzo niskim wzroście”. Jako ilustracji użyto starego zdjęcia przedstawiającego osobę o niskim wzroście.
Ogłoszenie nie wzbudziło większego zainteresowania aż do nagłośnienia sprawy przez Olę Petrus. Pod postem muzeum pojawiło się kilka krytycznych komentarzy. “Za grosz taktu i wyczucia”, “Żenada”, “Czy komuś zabrakło bardziej serca, czy rozumu?!”.
Petrus napisała, że w trakcie rozmowy z przedstawicielem muzeum usłyszała: "No szukamy karła po prostu. Żeby tutaj oprowadzał ludzi po muzeum, ewentualnie jakieś prace biurowe robił. No bo to się wpisuje w konwencję muzeum". Stand-uperka skomentowała: “Myślałam, że żyję w XXI w. A to jednak nadal średniowiecze”.
Poprosiliśmy Muzeum Tatuażu o komentarz w tej sprawie. Czekamy na odpowiedź.